Bornholm dzień pierwszy

Bornholm dzień pierwszy

Noc w spędzona w parku niedaleko plaży nie należała do najspokojniejszych. Co jakiś czas słychać było przechadzających się ludzi, więc cztery godziny, które pozostały do oficjalnej pobudki spędziłem na standby’u, czuwając nad dobytkiem. Stwierdziłem, że wyśpię się na promie.
Rano, po spakowaniu, udaję się na 06:00 do terminalu promowego. Prom zacumowany, ludzi mało. Okazało się, że informacja na bilecie o stawieniu się na godzinę przed jest tylko informacją poglądową. Załoga zaczęła wpuszczać pasażerów dopiero 30 minut przed odpłynięciem. Większość pasażerów czekających na dostanie się na prom stanowią pasażerowie piesi, którzy wykupili bilety na wycieczkę jednodniową i około 10 rowerzystów z sakwami. Prom relacji Kołobrzeg-Nexo należący do Kołobrzeskiej Żeglugi Pasażerskiej M/S Jantar z powodu małych rozmiarów nie zabiera na pokład samochodów, a maksymalna liczba pasażerów jaką może zabrać, według danych technicznych podanych na stronie, to tylko 288.
Rower przejęli panowie z załogi, kazali zdjąć zdjąć z niego wszystkie bagaże i wziąć je ze sobą do środka, a rower wprowadzili po pochylni na pokład. Pierwsze, co rzuciło się po wejściu do środka, to ogromny ścisk i harmider. Większe bagaże kazano sakwiarzom położyć pod schodami i udać się do sali głównej. Ci, którzy nie mieli większych bagaży zajęli już najlepsze miejsca. Ja po dłuższej chwili poszukiwania wolnego fotela zająłem miejsce w sali głównej i oczekiwałem co się stanie.
Po kilku chwilach odezwał się głos z głośników, aby dla własnego bezpieczeństwa podczas odbijania od nabrzeża pozostać na miejscach, co też uczyniłem. Nie widzieć czemu nikt nie poinformował nas kiedy możemy już wyjść na pokład. W sali głównej okien brak, więc przez kilkadziesiąt minut mogłem się tylko domyślać co się dzieje na zewnątrz. Dopiero po jakiejś godzinie zaczęły się pierwsze ruchy pasażerów, chcących pooglądać morskie widoki.
Po godzinie od wypłynięcia z Kołobrzegu byliśmy już około 25 km od brzegu, więc wybrzeża Polskiego już prawie nie było widać. Pierwszy raz w moim życiu wypłynąłem na otwarte morze. Resztę podróży spędziłem na górnym pokładzie delektując się przestrzenią. Dopiero po trzech godzinach od wypłynięcia na północnym horyzoncie zaczęły pojawiać się zarysy brzegu wyspy i sylwetka latarni morskiej Dueodde Fyr. Do portu w Nexo Dotarliśmy po 3h 45 min od wypłynięcia z Kołobrzegu, czyli o 10.45. Szybkie wyjście na ląd i zaczynam oficjalnie pierwszy dzień na wyspie.
Ruszam na spotkanie z przygodą. Pierwsze, co rzuca się w oczy rowerzyście przyzwyczajonemu do poruszania się po polskich drogach to stan dróg i bardzo dobrze oznakowane ścieżki i szlaki rowerowe oplatające całą wyspę. Szybko wyjeżdżam z Nexo nie zwiedzając go dzisiaj. Na zwiedzanie przyjdzie czas w drodze powrotnej. Tymczasem kieruje się na południe wyspy wzdłuż wschodniego wybrzeża. Po kilkudziesięciu minutach docieram do miejscowości Dueodde, gdzie znajduje się pierwsza na mojej drodze atrakcja turystyczna, jaką jest latarnia morska.

looped squere
Przecięcie współrzędnych 55 N i 15 E
Przecięcie współrzędnych 55 N i 15 E

Pogoda niestety nie rozpieszcza, nisko wiszące chmury i mała widoczność zwiastują że za chwile lunie deszcz. Z przekąsem patrze na przewodnik i mapę których tytuł brzmi „Bornholm – Słoneczna wyspa na Bałtyku”. Rezygnuję z zakupu biletu na latarnie, tylko szybko ruszam dalej, tym razem na zachód. Jadę szlakiem rowerowym numer 10, zwanym obwodnicą wyspy. W pewnym momencie z daleka widzę nietypowy znak drogowy. Jest strzałka i jakiś napis po duńsku. Jak się później okazuje, jest to znak obowiązujący w całej Skandynawii, a oznaczający atrakcję turystyczną. Według mnie jest to świetny pomysł na zwrócenie uwagi. Znak jest bardzo charakterystyczny i od razu przykuwa uwagę. W tym przypadku atrakcją jest przecięcie się 55 równoleżnika z 15 południkiem. Po kilkudziesięciu metrach dojeżdżam do rzeczonej atrakcji. Przecięcie współrzędnych oznaczone jest kamienną płytą na której a i owszem wyryte są dwie krzyżujące się linie oznaczone liczbami. Tylko do tej pory nie wiem dlaczego linie oznaczone są na odwrót (Sprawdziłem – po duńsku północ to nord, a wschód øst).
Kolejne miasto na mojej drodze to Aakirkeby, dawna stolica Bornholmu. Status stolicy straciło pod koniec XVIII w, po tym jak sto lat wcześniej większość zabudowań w mieście strawił wielki pożar. W tej chwili miasto liczy sobie około 2 tys. mieszkańców. W centrum znajduje się ewangelicki kościół z XII wieku.
Tutaj tez postanowiłem wydać pierwsze korony duńskie żeby mieć drobne na opłacenie pola namiotowego. Kupiłem najpotrzebniejsze produkty spożywcze każdego faceta rowerzysty, czyli wodę i piwo. Podchodzę do kasy i wyciągam banknot 200 koronowy i otrzymuję resztę. Dopiero po odejściu od kasy orientuje się, że pani wydała mi reszty do 100, a nie do 200. Po chwil wracam do kasy i zgłaszam reklamacje. Z otrzymaniem odpowiedniej reszty nie było problemu. Przyczyna wydania złej reszty wydaje mi się prozaiczna. Prawie wszyscy kupujący posługiwali się kartą, więc kasjerka była nie przyzwyczajona do wydawania reszty w zwykłych banknotach.
Po wyjściu ze sklepu rozpadało się na dobre. Postanowiłem przeczekać deszcz na przystanku autobusowym. Szczęśliwie padało tylko coś koło godziny więc o 16.30 ruszam dalej.

Nyrlas
Nyrlas

Po 8 km docieram do Nylars, gdzie pierwszy raz z bliska mogę się przyjrzeć najbardziej charakterystycznej wizytówce Bornholmu jakimi są Kościoły Rotundy. Wejść do środka nie mogę, bo kościół jest już zamknięty dla zwiedzających. Tablica ogłoszeniowa przed wejściem informuje, że kościół otwarty jest do zwiedzania do godziny 17. No cóż, spóźniłem się 10 min. Może następnym razem. Takich kościołów na wyspie jest cztery. Zbudowane w XII w stylu romańskim służyły obrzędom religijnym, ale ze względu na grube mury mogły pełnić funkcje obronne, a na wyższych piętrach można było składować zboże. Do tej pory nie wiadomo jednak w jakim celu i kto je zbudował, a ich przeznaczenie które opisałem powyżej to tylko przypuszczenia badaczy i historyków, które można znaleźć w przewodniku.

Pole golfowe Rønne
Pole golfowe Rønne

Szlak rowerowy prowadzący do Rønne – stolicy wyspy przecina jedno z trzech bardzo dobrze utrzymanych pól golfowych na wyspie, ponoć najatrakcyjniejsze w całej Danii. Nie mnie to oceniać, gdyż z golfem mam do czynienia tylko wtedy, gdy wsiadam do pewnego niemieckiego auta, lub gdy nastaje sroga zima.

Do centrum miasta nie docieram, tylko skręcam na północ, na obrzeżach przy ulicy Sursænkevej powinno znajdować się tanie pole namiotowe. Niestety, po dotarciu na miejsce miła pani poinformowała mnie piękną angielszczyzną, że z racji końca sezonu turystycznego „It’s close”. No nic, szybki odwrót do głównej drogi i jadę dalej na północ rozglądając się za jakimś odpowiednim miejscem do rozbicia namiotu. Dzisiaj prysznica i zupki chińskiej na kolacje nie będzie. Sklepy już pozamykane, a ja na noc zostałem z litrem wody i półlitrową puszką piwa.
Niestety, ta część wyspy w pobliżu Rønne jest gęsto usiana domostwami i trudno znaleźć kawałek polany, bądź lasku, który nie należałby do jakiegoś gospodarstwa. Minąłem miejscowości Nyker i Klemensker, a tu ciągle tylko rozlegle posiadłości. Chwila przerwy i szybkie spojrzenie na mapę w poszukiwaniu jakiegoś kawałka ciemnozielonego tuszu zwiastującego większy kawałek lasu. Jest! Na mapie opisany jako „Rutsker Plantage”. Hmm… plantage? Plantacja? Kurde, znów pewnie coś należącego do prywatnych właścicieli. No, ale nie ma wyjścia, zbliża się 19.30, za kilkadziesiąt minut zapadnie zmierzch, warto jeszcze zdążyć rozbić namiot przy świetle dziennym. Szczęśliwie docieram do lasu i już po 300 m widzę drogę odbijającą w lewo pod górę prowadzącą w głąb lasu. Po chwili znajduję spory kawałek płaskiego terenu. Zdejmuję sakwy, rozbijam namiot, rozkładam karimatę i kładę się spać. Przede mną pierwsza noc na wyspie pośrodku Bałtyku. Po nieprzespanej zeszłej nocy w Kołobrzegu, i jednym piwie, zasypiam szybko twardym snem.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*