Gotlandia dojazd

Gotlandia dojazd

Trzecia Bałtycka wyprawa rowerowa miała miejsce w lipcu 2015 roku. Jako cel wyprawy wybraliśmy największą powierzchniowo wyspę, czyli Gotlandię. Postanowiliśmy bardziej skorzystać z dobrodziejstw długich dni niż podczas wyprawy na Olandię i na wyprawę ruszyliśmy na początku lipca. W tym okresie na szerokościach geograficznych w okolicach Visby, długość dnia od zmierzchu do świtu to nieco ponad 20 godzin.

 

Jak dotrzeć na Gotlandię z rowerem?

Z Polski nie ma bezpośrednich połączeń promowych na Gotlandię. Aby dotrzeć na wyspę należy skorzystać z usług szwedzkiego przewoźnika promowego Destination Gotland. Opcje są dwie: pierwsza łatwiejsza logistycznie i szybsza, ale za to droższa i druga trudniejsza, ale tańsza. Pierwsza z nich, to popłynięcie promem z Gdańska do Nynanshamn liniami Polferies, a następnie z Nynanshamn promem Destination Gotland do Visby. Prom z Gdańska płynie 18 godzin, wypływa o 18 i przypływa o 12 następnego dnia. Koszt przy zakupie biletu w obie strony to około 530 zł, przy wyborze opcji fotela lotniczego. Jeśli zdecydujemy się na zakup najtańszego miejsca w 4 osobowej kabinie bez okna, zapłacimy dodatkowo ponad 200 zł więcej.
My zdecydowaliśmy się na drugą opcję. Znany już nam rejs Staną Line z Gdyni do Karlskrony a następnie przejechanie rowerami z Karlskrony do Oskarshamn, skąd również pływa prom Destination Gotland do Visby. Szkopuł w tym, że odległość między tymi miastami to około 160 km. Do Karlskrony przypływamy o 19.30, a prom z Oskarshamn odpływa o 21 następnego dnia. Na przejechanie 160 km mamy nieco ponad dobę. Za tym że damy rade przemawia fakt, że połowę drogi już znamy. Będziemy jechali przez Kalmar trasą, którą wracaliśmy 2 lata wcześniej z Olandii. Mapy posiadamy, doświadczenie w poruszaniu się po Szwecji, również. Warto zaryzykować. Oszczędzamy około 250 zł, gdyż za prom Stana Line w obie strony zapłaciliśmy niespełna 300 zł. Przy okazji będzie szansa na poznanie kolejnych zakątków Szwecji. Jedyne co może popsuć nam dojazd to padający deszcz. Średnia przyjemność przejechać 160 km w deszczu.

 

Dzień pierwszy dojazdu.

Dworzec nocą
Dworzec nocą

Jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. Ruszamy w piątek nocnym pociągiem do Gdyni. Planowany powrót niedziela za 2 tygodnie. W sobotę rano docieramy do Gdyni, skąd prom mamy o 8. Nie będę się tu rozpisywał jak dotarliśmy na prom, tylko odsyłam do mojego wcześniejszego wpisu. Ogólnie wszystko poszło zgodnie z planem i nie było żadnych zaskoczeń.

Stena Line - rowery
Stena Line – rowery

Rowery szybko zapieliśmy pasami i pośpieszyliśmy znaleźć wygodne miejsce, żeby odespać nockę w pociągu. Dopiero gdy na horyzoncie pojawiły się wysepki archipelagu Karlskrony wynurzyłem się, żeby porobić zdjęcia.

Stena Line - górny pokład
Stena Line – górny pokład

Za każdym razem kiedy tu jestem stwierdzam, że któregoś roku warto by się wybrać na dobrych kilka dni, żeby bez pośpiechu pojeździć sobie po wysepkach archipelagu, bo z wysokości 10 piętra promu wyglądają naprawdę ładnie. W tym roku czeka nas dość wymagająca trasa, więc gdy tylko usłyszeliśmy komunikat, że pasażerowie zmotoryzowani mogą udać się do swoich pojazdów, bez chwili zwłoki zeszliśmy do rowerów. Niemal punkt 19.30 przybiliśmy do nabrzeża, a 10 min później „wrota” się otworzyły i mogliśmy wyjechać.

 

Archipelag  Karlskrony:

Pojechaliśmy przez Lyckeby i Augerum w kierunku Torsås.  Po przejechaniu 20 i kilka kilometrów przed Flyeryd natrafiliśmy na jeziorko przy którym postawiono zadaszony stolik z ławeczkami. Skorzystaliśmy z okazji żeby zjeść kolację, bo postanowiliśmy że dziś jedziemy tyle ile się do zmroku, żeby dojechać jak najbliżej Kalmaru i na jutro zostawić jak najmniej kilometrów.

Kolacja
Kolacja

Plan obejmował również to, że gdy pogoda będzie sprzyjająca, czyli nie będzie padać, nie rozkładamy namiotu tylko wyciągamy karimaty i śpiwory i kładziemy się tak jak stoimy.

Najlepiej byłoby dojechać w pobliże Hagby, żeby przejechać dziś co najmniej 55 km. Niestety w tym roku mi przydarzyła się wpadka. Po przejechaniu 45 km złapałem gumę. Przyczyna okazała się łatwa do uniknięcia. Ze dwa miesiące wcześniej kupiłem sobie nowe tylne koło ze stożkową obręczą. Chciałem wypróbować inną po doświadczeniach z Olandii i przeciętej oponie. Obręcz fajna, tylko urok jej taki, że końcówki szprych nie wystają za obręcz, ale chowają się w dziurach, które mają dość kanciaste krawędzie. Guma zabezpieczająca nie była wystarczająca gruba i krawędzie przecięły dętkę od spodu, a nie z wierzchu tak jakbym na coś najechał. No nic przymusowy wcześniejszy nocleg. Jakieś 150 m od miejsca gdzie złapałem gumę przy drodze zauważyliśmy zagajnik. Zaprowadziliśmy tam rower i schowani przed przejeżdżającymi samochodami położyliśmy się spać. Dętkę zmienię rano.

 

Dzień drugi dojazdu.

Zmiana dentki
Zmiana dętki

Rano następnego dnia kolega budzi mnie delikatnym kopnięciem po nerkach, ze stwierdzeniem że zaczyna padać. Otwieram oczy i widzę błękitne niebo i delikatne chmurki. Faktycznie przez 2 minuty spadło kilka kropel deszczu i na tym koniec. Przynajmniej mieliśmy motywację żeby zebrać się szybko z biwaku.

Hagby
Hagby

Przede mną jeszcze zmiana dętki i porządne zabezpieczanie obręczy przed kolejnymi takimi wypadkami. Oklejam obręcz dwiema warstwami izolacji, wkładam nową dętkę, zakładam oponę i po napompowaniu można jechać. Niestety w tym roku to nie ostatnia moja przygoda z rowerem.

Po kilku minutach jazdy okazało się, że zabrakło nam 2 km żeby przeciąć trasę E22 i nocleg zaliczyć gdzieś nad morzem. Dzień zapowiada się fajnie, bo na niebie faktycznie ani jednej chmurki i już robi się ciepło. Koło 8 docieramy do kościoła w Hagby, gdzie urządzamy sobie szybkie śniadanie. Kolejny przystanek to Kalmar. Jestem dość sentymentalny, dlatego nie odmówiłem sobie przyjemności, żeby podjechać w miejsce gdzie można jeszcze raz spojrzeć na Olandię i most olandzki.

Żądza zaspokojona można jechać dalej. Kolejne kilometry to znów jazda na czuja wzdłuż drogi E22. Niby udało nam się w Kalmarze zdobyć mapę Smaladii, tyle że jest to mapa samochodowa w dość małej skali, nie uwzględniająca tras rowerowych. Szczęśliwie w tym roku zaopatrzyliśmy się również w wspomaganie GPSem. Roaming nadal nie należy do najtańszych, ale niektóre telefony komórkowe posiadają możliwość wgrania map i korzystania z nich offline, bez konieczności łączenia się z internetem. Trochę z mapą, trochę z GPSem, około 15.30 dojechaliśmy do większej miejscowości o nazwie Mönsterås. Tam również weszliśmy do informacji turystycznej „ukraść” kilka map o większej skali. Na zegarku pojawiła się godzina 16, a do Oskarshamn zostało nam niecałe 30 km, więc już bez większego stresu czy zdążymy, ruszamy dalej.

Påskallavik
Påskallavik

Godzinę później na miejsce obiadokolacji padło na miejscowość Påskallavik. Jest czas na uzupełnienie zasobów wody i ostatnie zerknięcie na mapy, które wskazują że ten dość karkołomny sposób dostania się na Gotlandię zakończy się sukcesem, gdyż do celu zostało nam 10 km. I tak kwadrans po 19 docieramy do Oskarshamn, więc 45 minut przed oficjalnym rozpoczęciem odprawy. O 20.20 rowery stoją zabezpieczone na pokładzie samochodowym, gdyż zostaliśmy wpuszczeni jako jedni z pierwszych na prom.

Prom Destination Gotland
Prom Destination Gotland

Rejs ma trwać 3 godziny i trochę obawiamy się jak będzie wyglądał wyjazd po ciemku z promu i poszukiwanie miejsca do spania. Tym będziemy się martwić później. Tymczasem idziemy na górny pokład popatrzeć jak kolejne samochody wjeżdżają na prom. Równo o 21 statek odbija od nabrzeża, mijając malutkie wysepki, znajdujące się kilkadziesiąt metrów od portu jachtowego. Ciekawym musi być manewrowanie wpływając do niego żaglówką, żeby nie zahaczyć kilem o dno.

Oskarshamn - port jachtowy
Oskarshamn – port jachtowy

Pół godziny później na wschodnim horyzoncie pojawia się wyspa Blå Jungfrun, o której również pisałem przy okazji wpisu o Olandii. Tym razem mijam ją w dużo mniejszej odległość, bo w tym momencie dzieli ją ode mnie raptem 4 km. Kilka szybkich zdjęć w durnych pozach i można powoli zejść na dół w celu poszukiwania wolnego fotela lotniczego. Nawet na tak krótkim rejsie można wykupić miejsce w fotelu. Na promie wyznaczone są specjalne strefy, w których są ponumerowane fotele dla osób z wykupionymi miejscami. Dla reszty pozostają fotele ogólnodostępne.

Blå Jungfrun
Blå Jungfrun

Szczęśliwie dość szybko udaje nam się znaleźć obok siebie dwa wolne fotele, między którymi znajduje się stolik, a pod nim kontakt w którym można podładować telefon lub podłączyć inne sprzęty elektroniczne. Kilkadziesiąt minut drzemki ze słuchawkami na uszach jeszcze nikomu nie zaszkodziło, więc rejs minął nam, dość szybko. 30 minut przed północą zaczęliśmy się szykować do opuszczenia promu. Już w całkowitych ciemnościach, których odczucie potęgowały światła samochodów wyjeżdżających z promu ruszamy w kierunku centrum Visby. Okazało się że kilkaset metrów od wyjazdu z terminalu promowego, znajdowało się miejsce obsługi kierowców przy którym mogliśmy się rozbić, ale chcieliśmy jak najszybciej uciec najdalej od sznura samochodów opuszczających prom, więc nie dotarliśmy tam po ciemku. Dobrą godzinę zajęło nam znalezienie jakiegoś miejsca na nocleg na północno wschodnich obrzeżach miasta. Tak oto dopiero w okolicach 1.30 udaje nam się rozbić namiot i położyć spać.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*