Olandia prom Gdynia-Karlskrona

Olandia prom Gdynia-Karlskrona

Nareszcie nadszedł dzień kiedy pierwszy raz będę pokonywał cały Bałtyk i stanę na półwyspie skandynawskim. Jak to niegdyś Szwedzi podczas potopu pokonywali go idąc po lodzie, tak ja w bardziej pokojowych zamiarach udam się na drugą stronę promem Stena Line.
W nocy nie spałem najlepiej, do późna myślałem czy zabrałem wszystko co mi będzie potrzebne na tygodniową wyprawę, do bądź co bądź drogiego kraju. Poza tym, widząc ogrom terminalu i samego promu, zastanawiałem się jak to będzie zorganizowane technicznie. Którędy będziemy wchodzić? Czy potraktują nas jako pasażerów pieszych czy zmotoryzowanych? Czy bilet kupiony przez internet należy jakoś zamienić? Pytań kłębiących się w głowie mnóstwo, zwłaszcza że poniekąd „odpowiadam” nie tylko za siebie, ale i za towarzysza podróży.

Wyjazd
Wyjazd

Prom odpływa o godzinie 8:00 i jak to było napisane na bilecie trzeba się zjawić na terminalu godzinę wcześniej. Wracając z wczorajszej wycieczki jechaliśmy koło terminala, więc drogę z noclegu znaliśmy, ale i tak trzeba było wstać kolo 5 żeby co najmniej o 6.30 ruszyć spod bloku. Do samego terminala mamy około 7 km, więc 30 min powinno wystarczyć, oby tylko nie złapać gumy.
Niemal idealnie o 7.00 przybyliśmy do portu. Rzeczywiście ogrom powala. Sama poczekalnia jest ogólnie niewielka, ale terminal dla samochodów czekających na wjazd na prom naprawdę duży. Jak się okazało za chwilę, właśnie z niego, a nie z terminala dla pasażerów będziemy wpuszczani na prom. Dla pasażerów pieszych jest osobny „rękaw”, na który z poczekalni prowadzą schody i winda, i  dzięki nim pasażerowie piesi od razu wchodzą na górne pokłady.
My ruszamy razem z samochodami. Najpierw dojeżdżamy do szlabanu, gdzie obok stoi budka, w której to bilet w formie elektronicznej będzie zamieniony na zwykły papierowy.

Stena wjazd
Stena wjazd

Po okazaniu dowodu wpłaty otrzymaliśmy cztery bilety, dwa na dzisiaj i dwa na powrót. Pierwsza przeszkoda pokonana, a dalej powinno być łatwiej. Po chwili panowie kierujący ruchem ustawili nas na skrajnym pasie i kazali czekać aż wszyscy wjadą, dopiero na końcu my. Jak wspominałem w poprzednim wpisie, Stena Alegra to typowy prom cargo, w związku z czym większa część samochodów wjeżdżających na prom, to TIRy i wszelkiego typu samochody ciężarowe. Cały załadunek trwał dobre 40 min. Aż podziw bierze, że tak obciążony prom nie tonie, jednak ktoś umiał zastosować prawa fizyki i nie kopnął się w obliczeniach.
Nareszcie nasza kolej na wjazd, podjeżdżamy kilkadziesiąt metrów i za chwile naszym oczom ukazuje się wjazd. W środku samochody ustawione jak sardynki w puszcze. Rowery opieramy o ścianę i mocujemy gumami, wcześniej zdejmujemy sakwy z rowerów zastawiając tylko namiot i karimaty. Rozglądamy się za wyjściem na górne pokłady. Po pokonaniu schodami kilku pięter docieramy do sali, w której są fotele lotnicze. To właśnie w niej spędzimy następne 12 godzin, bo tyle trwa rejs na trasie Gdynia – Karlskrona Steną Alegra. Nauczony doświadczeniem z rejsu na Bornholm, niemal natychmiast po znalezieniu miejsca do siedzenia, szukam wyjścia na górny pokład, żeby zobaczyć jak prom odbija od nabrzeża.

Port w Gdyni
Port w Gdyni

Nie zajęło mi to wiele czasu, wiec po kilku minutach stoję już na pokładzie oglądając jak Stena manewruje po basenach portowych. Chwila moment i już wypływamy na wody zatoki puckiej. Kierunek znowu Hel. Jak duże i wysokie są promy Steny Line może uzmysłowić fakt, że po opłynięciu cypla helskiego stojąc na pokładzie bez problemu widać Trójmiasto wyłaniające się znad drzew porastających mierzeję. Przez dobre półtorej godziny obserwuje przesuwający się krajobraz, aż do momentu, gdy po minięciu przylądka Rozewie polskie wybrzeże zaczyna znikać za horyzontem.
Nasycony morskim widokami wracam pod pokład. Cena 90 złotych, o której pisałem wcześniej, to tylko cena za sam rejs, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Chcąc skorzystać z dobrodziejstwa własnej kajuty i prysznica należałoby dopłacić w zależności od standardu, od 70 do 160 zł, od osoby. Są też opcje kabin luksusowych za około 600 zł. Na takie luksusy nas nie stać. Woleliśmy te pieniądze zaoszczędzić na poruszanie się po Szwecji. Na wszystkich rejsach Steną kwestia wykupowania kabin rozwiązana jest w następujący sposób: jeżeli rejs jest dzienny, to nie ma obowiązku wykupowania kabin. Jeżeli zdecydujemy się wykupić bilet na rejs nocny, to obligatoryjnie należy wykupić kajutę. Ciekawostką w przypadku naszego rejsu powrotnego jest to, że w momencie gdy wracamy dokładnie po 7 dniach tym samym promem o 21, czyli płyniemy rejsem nocnym, musieliśmy kupić miejsce nawet w fotelu lotniczym. Chyba są to jakieś przepisy, że pasażer nie może się całą noc szwendać po statku. Nie kosztowało to wiele bo 60 zł, więc w sumie za bilety na rejs w obie strony zapłaciliśmy 240 zł. Tragedii nie ma. Kolejne prawie 7 h spędziłem na czytaniu książki, kimaniu i na kilku wizytach na pokładzie.

Utklippan
Utklippan

Jeśli chodzi o problemy z chorobą morską, to nie mam takowych, ale zarówno rok temu jak i w tym  roku, podczas rejsu Bałtyk był bardzo spokojny, więc nie odczuwałem żadnych dolegliwości. Mniej więcej o 18 pojawiły się pierwsze zarysy lądu. Na początku, były to malutkie wysepki szkierowe, którymi usiany jest cały archipelag Karlskrony, dopiero po 30 min ujrzeliśmy stały ląd.

Drottningskärs kastell
Drottningskärs kastell

W międzyczasie minęliśmy się z drugim promem steny. Tym razem, była to Stena Vision. Wtedy mogłem zobaczyć z bliska w całej okazałości tego kolosa na tle zachodzącego słońca. Wiem że jestem nudny pisząc co chwile o rozmiarach tego promu, ale jako rowerzysta czułem się bardzo mały na jego tle. Pewnie inne odczucia miałbym będąc kierowcą TIRa, dla którego zabrakłoby miejsca na promie.

Stena Vision
Stena Vision

Ogólnie w tym okresie na trasie Gdynia – Karlskrona pływały 3 promy, a największy przemiał był w czasie weekendu, rano od godziny 6 do 10 i wieczorem od 18 do 21. Wtedy niemal nieprzerwanie w obu portach trwał albo załadunek, albo rozładunek któregoś z promów.
W czasie przeciskania się przez wysepki na horyzoncie pojawił się pokaźnych rozmiarów  obłok dymu. Gdzieś w oddali coś się paliło. Po dotarciu do portu i zacumowaniu bez większych problemów zjechaliśmy na ląd. Było już dobrze po 20. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że terminal nie znajduje się w samej Karlskronie, tylko na wyspie Verkö, położonej na wschód i oddalonej około 10 km od samego miasta. Nie było sensu jechać do miasta w poszukiwaniu informacji turystycznej, z jednej strony z racji dość późnej pory, a z drugiej z racji tego, że i tak musimy jechać na wschód (tam zawsze jest cywilizacja!), bo tam znajduje się Olandia.

Witamy w Karlskronie
Witamy w Karlskronie

Przed wyprawą ciężko było znaleźć w internecie papierowe mapy tamtych okolic. Mapy i GPS-y w telefonach komórkowych też dopiero raczkowały, a koszt internetu w roamingu był naprawdę duży. Oczywiście sprawdziliśmy wcześniej na mapach Google jak dojechać do Kalmaru, ale trochę bez sensu drukować kilka stron map z internetu. Z pomocą przyszła nam tablica informacyjna na której znajdowała się mapa, zrobiliśmy zdjęcie i mogliśmy ruszać dalej.
Jak to zwykle bywa, pierwsze koty za płoty, niemal po 3 km już zabłądziliśmy, bo wjechaliśmy w jakieś osiedle domków w miejscowości Lyckeby. Dojazd do Kalmaru samochodem nie stanowi problemu, gdyż prowadzi do niego droga E22, ale dla rowerzystów jest to jednak spore wyzwanie. Jak sugeruje literka E przed numerem, jest to droga ekspresowa i ciągnie się do samego Sztokholmu. Nie chcąc pierwszego dnia zarobić mandatu, musieliśmy kombinować jak dojechać drogami gminnymi. Oczywiście na mapie widocznej na tablicy informacyjnej zaznaczone były ścieżki rowerowe, ale trafienie na nie po przejechaniu drogi E22 nie było tak proste. Koniec końców, po niemalże godzinie i tak musieliśmy 1 km przejechać ekspresówką. Nareszcie udało się nadać odpowiedni kierunek naszej podroży.
Z racji tego, że już zaczęło się ściemniać, należało szukać miejsca na rozbicia namiotu. Szukaliśmy kawałka jakiejś w miarę niskiej trawy, aż tu nagle trafiliśmy na naprawdę duży kawał pięknie wystrzyżonej trawy. Już niemal w całkowitej ciemności rozbiliśmy namiot i położyliśmy się spać.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*
*